Dawne Zawiercie w fotografiach i opowiadaniach

Stefan Stefañski

Bolesław Prus o Zawierciu [1877]

Strona główna » Opowiadania » BolesÅ‚aw Prus o Zawierciu [1877]

O 36 mil za WarszawÄ…, a wiÄ™c jeszcze o kilka mil za JasnÄ… GórÄ…, leży osada – Zawiercie Wielkie. Widok ogólny – pÅ‚aszczyzna upstrzona żóÅ‚tawym zbożem lub zielonymi Å‚Ä…kami; na poÅ‚udniowym skraju kilka maÅ‚ych wzgórz o Å‚agodnej krzywiźnie, caÅ‚y widnokrÄ…g zamkniÄ™ty przerzedzonymi, o ile siÄ™ zdaje, lasami i mÅ‚odocianymi zagajnikami. Grunt piaszczysty, na którym chÄ™tnie wyrastajÄ… ziemniaki, lecz zboża sÄ… liche. Tu i ówdzie jakiÅ› moczar, sadzawka lub wÄ…ska a krÄ™ta struga, niekiedy tak zasÅ‚oniÄ™tÄ… trawÄ…, że nie wiadomo, gdzie siÄ™ zaczyna, a gdzie koÅ„czy. Sama osada Zawiercie rozciÄ…ga siÄ™ pod stacjÄ… tegoż nazwiska wzdÅ‚uż drogi żelaznej – może na wiorstÄ™. Tu – jeden domek otoczony starym pÅ‚otem, ówdzie caÅ‚y szereg domków wÅ›ród drzew, a gdzie indziej taka ich gromada, że tworzÄ… pewien rodzaj maÅ‚ego miasteczka. NajwiÄ™ksze skupienie przypadÅ‚o okoÅ‚o spalonej fabryki – nie jedynej przecież w okolicy. W promieniu wiorstowym widać kilka wysokich, dymiÄ…cych kominów, które należą do fabryki weÅ‚nianej i baweÅ‚nianej. Próbowano tu nawet kopać wÄ™giel kamienny, lecz niefortunnie. WÄ™giel wprawdzie znalazÅ‚ siÄ™, lecz że posiadaÅ‚ maÅ‚Ä… siÅ‚Ä™ ogrzewajÄ…cÄ…, wiÄ™c dano mu spokój.

W Zawierciu prócz stacji jest na boku dom zajezdny, do którego nie radziÅ‚bym zajeżdżać, choć ma na szyldzie bardzo żwawego krakowiaka, zawieszonego pomiÄ™dzy wieprzowinÄ… i trunkami o niebywaÅ‚ych kolorach. SpotkaÅ‚em siÄ™ też ze znakiem szewca, piekarza, który Å‚adniej maluje, aniżeli piecze – i handlarza „rużnych towarów”. Pokazuje siÄ™, że nie tylko w Warszawie umiejÄ… ludzie uprawiać klasycznÄ… szyldowÄ… ortografiÄ™. Domy mieszkalne sÄ… drewniane – pod gontem; parÄ™ z nich buduje siÄ™ dopiero. Ludność nosi siÄ™ z waszecia: mężczyźni w surdutach krótszych lub dÅ‚uższych, lecz w każdym razie dość dÅ‚ugo używanej – kobiety w maÅ‚omiasteczkowych sukienkach ze stanikiem. Dzisiejsza moda, którÄ… „Kurier ÅšwiÄ…teczny” scharakteryzowaÅ‚ w trójwierszu:

U góry opiÄ™te,   
U dołu ściśnięte,
A w środku wydęte...

nie znana jest jeszcze piÄ™knym zawierciankom, miÄ™dzy którymi, mówiÄ…c nawiasowo, pod wzglÄ™dem wdziÄ™ków panuje wielka rozmaitość. Twarze mieszkaÅ„ców, z wyjÄ…tkiem czerstwych i pyzatych dzieci (do dziesiÄ…tego roku), sÄ… chorowite i blade. SÄ…dzÄ™, że wielu z nich umiera na suchoty; jest to los robotników tkackich. Respiratory przynajmniej niektórych mogÅ‚yby uratować od trawiÄ…cej choroby; na nieszczęście lud respiratorów używać nie chce. Åšwiadkiem tego doktor Markiewicz, który chciaÅ‚ w Soczewce (fabryka papieru) przynajmniej sortownikom gaÅ‚ganów zaÅ‚ożyć kagaÅ„ce ochraniajÄ…ce pÅ‚uca od pyÅ‚u i nic nie wskóraÅ‚... Okoliczność tÄ™ pesymista przypisaÅ‚by może przesÄ…dom, choć powód jej leży zapewne w Å›wiergotliwych zwyczajach pÅ‚ci nadobnej, która lubi dużo mówić, wie, że jest miÅ‚Ä…, gdy dużo mówi, i za nic w Å›wiecie nie użyje Å›rodków, które by w czymkolwiek krÄ™powaÅ‚y jej, zresztÄ… tak niewinnÄ…, specjalność! Sama fabryka, należąca do paÅ„stwa Ginsbergów i produkujÄ…ca wyroby baweÅ‚niane, jak perkal, barchan, kitajkÄ™, rÄ™czniki i tak dalej, leży na poczÄ…tku osady, patrzÄ…c od Warszawy, po prawej stronie kolei. Ma ona pod bokiem, o parÄ™ kroków, jakÄ…Å› bezimiennÄ… rzeczuÅ‚kÄ™ i niewielkÄ… sadzawkÄ™. Jej forma... trudno to opisać formÄ™ fabryki, lecz spróbujemy. Wyobraźcie sobie grzebieÅ„ gÄ™sty, któremu tak wyÅ‚amano zÄ™by, że zostaÅ‚y cztery. ZachowaÅ‚ siÄ™, wiÄ™c tylko korpus i dwa zÄ™by z poÅ‚udniowej, a dwa z póÅ‚nocnej strony.

W korpusie mieÅ›ciÅ‚o siÄ™ 6 kotÅ‚ów, 2 machiny parowe, jedna o sile 110, druga o sile 120 koni, warsztaty Å›lusarskie i skÅ‚ad. IdÄ…c dalej korpusem owego grzebienia, trafiamy na budynek trzypiÄ™trowy, w którym na dole, na pierwszym i drugim piÄ™trze, znajdowaÅ‚y siÄ™ warsztaty tkackie w liczbie 304, na trzecim zaÅ› piÄ™trze część przÄ™dzalni, która w ogóle obejmowaÅ‚a 21 600 wrzecion. Na poÅ‚udnie w zÄ™bie zachodnim byÅ‚y mieszkania, we wschodnim skÅ‚ady – bÄ…dź baweÅ‚ny surowej, bÄ…dź tkanin gotowych. Od póÅ‚nocy znowu w zÄ™bie zachodnim mieÅ›ciÅ‚a siÄ™ blicharnia, we wschodnim – na trzecim piÄ™trze przÄ™dzalnia, a niżej mnóstwo warsztatów o nazwiskach bardzo zakazanych, jak: grÄ™plarnia, streki, szpulki i tak dalej, sÅ‚użyÅ‚y one do skubania baweÅ‚ny i zwijania jej w kÅ‚Ä™bki; jakie tam jednak byÅ‚y podziaÅ‚y i mechanizmy do wykonywania robót, o tym nie powiem, ponieważ sam wiem o nich bardzo niewiele.

Zasoby fabryki ubezpieczone byÅ‚y jak niżej: 530 000 rubli przypadaÅ‚o na budynki i machiny, 170 000 rubli na materiaÅ‚ surowy i przerobiony, razem – asekuracja fabryki wynosiÅ‚a 700 000 rs. Wartość jej jednak dyrekcja ocenia na 1 250 000 rs, co wcale nie jest przesadzone, jeżeli wedÅ‚ug bardzo poważnych podaÅ„ fabryka ta przynosiÅ‚a wÅ‚aÅ›cicielom czystego zysku tygodniowo 15 000 rs. Czy to być może?... Nie wiem. Robotnicy dzielili siÄ™ tu na przychodzÄ…cych i miejscowych; na mężczyzn, kobiety i dzieci; na pÅ‚atnych od sztuki i dziennie. PÅ‚atni od sztuki zarabiali w ciÄ…gu dwu tygodni 6 rs. PÅ‚atni dziennie – od 5 rs do 2 rs. Dzieci braÅ‚y dziennie 15, a nawet 20 kopiejek. Robotnicy przychodzÄ…cy rekrutowali siÄ™ spoÅ›ród ludnoÅ›ci wiejskiej w dwumilowym promieniu; lichy, bowiem, choć wÅ‚asny grunt popychaÅ‚ ich do pracy fabrycznej. Miejscowi mieli mieszkanie w dwóch dużych, piÄ™trowych domach, obok fabryki. Każdy z nich z rodzinÄ… zajmuje jednÄ… izbÄ™, w której mieÅ›ci siÄ™ kuchnia, za co pÅ‚aci 60 kop. na miesiÄ…c. W sÄ…siedniej fabryce, należącej do innego wÅ‚aÅ›ciciela, robotnicy za mieszkanie pÅ‚acÄ… rs. 1 k. 20 na miesiÄ…c. Lokali tych jednak nie widziaÅ‚em. Robotnik osiadÅ‚y pracuje w fabryce z dziećmi od piÄ…tej rano do ósmej w wieczór, z przerwÄ… rozumie siÄ™ na obiad. Niektórzy z nich posyÅ‚ajÄ… potomstwo swoje do szkóÅ‚ki elementarnej istniejÄ…cej w wiosce Zawiercie MaÅ‚e.

Mówiono, że fabrycznych dzieci w owej szkole jest szesnaÅ›cioro, choć w samej fabryce jest ich o wiele razy wiÄ™cej. Każdy czÅ‚onek rodziny pracujÄ…cej w fabryce pobiera oddzielnÄ… pÅ‚acÄ™, zależnie od uzdolnienia. Dodać tu jeszcze wypada, że fabryka z każdym rokiem rozwijaÅ‚a siÄ™. Prawie co rok podwyższano asekuracjÄ™ i wznoszono nowe budynki. Teraz nawet na miesiÄ…c sierpieÅ„ obstalowano za granicÄ… 20 000 nowych wrzecion, nie przewidujÄ…c pożaru. Tak rzeczy staÅ‚y do niedzieli. W dniu tym najbliżej mieszkajÄ…cych robotników nie byÅ‚o, poszli bowiem na spacer. OkoÅ‚o ósmej wieczorem dostrzeżono dym w Å›lusarni czy też w blicharni, byÅ‚ to poczÄ…tek pożaru, tak drobny, że go kilku ludzi ugasić mogÅ‚o. Nim jednak ludzie ci zbiegli siÄ™, ogieÅ„ ogarnÄ…Å‚ caÅ‚y gmach, wiÄ™kszy od Banku Polskiego. Napojone kapiÄ…cÄ… z machin oliwÄ… podÅ‚ogi, sterty weÅ‚ny i tkanin zajęły siÄ™ z przerażajÄ…cÄ… szybkoÅ›ciÄ…. Robotnicy, których zebrać zdoÅ‚ano, rzucili siÄ™ w ogieÅ„, przy czym kilku odniosÅ‚o lekkie rany. Wprowadzono w ruch sikawki i dwa ekstynktory fabryczne, przybyÅ‚o też pięć sikawek z okolicy, ale na próżno. OgieÅ„ wydobywaÅ‚ siÄ™ wszystkimi oknami, a jest ich chyba okoÅ‚o setki, pożarÅ‚ dach ze smoÅ‚owcowej tektury i strawiÅ‚ belki. Szyby prysnęły, tynk ze Å›cian opadaÅ‚. OkoÅ‚o dziesiÄ…tej z piorunowym grzmotem runęły z wysokoÅ›ci trzech piÄ™ter żelazne narzÄ™dzia, a na nie – popioÅ‚y dachu. Åšciany poczęły pÄ™kać, a wyższe części niektórych zwaliÅ‚y siÄ™ na ziemiÄ™. We dwie godziny po dostrzeżeniu ognia fabryka zamieniÅ‚a siÄ™ w szkielet murów okopconych, poszczerbionych, wypeÅ‚nionych wewnÄ…trz masÄ… nieforemnego żelastwa. Rano – ogieÅ„ przygasÅ‚. Åšwieżą tÄ™ a strasznÄ… ruinÄ™ oglÄ…daliÅ›my we wtorek z rana. Tu i ówdzie tliÅ‚a siÄ™ jeszcze wmurowana belka. W niektórych korytarzach panowaÅ‚a podwyższona temperatura. Z kotÅ‚ów – przez popÄ™kane wodowskazy sÄ…czyÅ‚a siÄ™ woda gorÄ…ca. Niedaleko od nich leżaÅ‚y stosy farby niebieskiej i czerwonej w formie kadzi, w których je przechowywano, a z których Å›ladu nie zostaÅ‚o. Gromada Å›wieżych cegieÅ‚ przy jednym z pawilonów i popÄ™kane mury innych ostrzegaÅ‚y widza, aby siÄ™ do nich nie zbliżaÅ‚, bo lada chwilÄ™ runąć i zasypać go mogÄ…. Warsztaty, szyny, koÅ‚a trybowe, wszystko to formuje jeden stos, podobny z daleka do olbrzymich ździebeÅ‚ sÅ‚omy, które mÅ‚ockarnia zmotaÅ‚a. Tylko machiny parowe, żelazne, strachem przejmujÄ…ce kolosy, stojÄ… jeszcze nietkniÄ™te na miejscach. Zdaje siÄ™, jakby je Å›mierć zaskoczyÅ‚a znienacka wÅ›ród pracy. O kilkanaÅ›cie kroków dalej widzimy inny stos machin uÅ‚ożonych dość symetrycznie. Te znowu przyrzÄ…dy znajdowaÅ‚y siÄ™ w szopie, bÄ™dÄ…cej obecnie kupÄ… popioÅ‚ów. DokoÅ‚a zabudowaÅ„ leżą szmaty spalonych tkanin, nieco dalej – caÅ‚e sztuki w poÅ‚owie uratowane. SÄ… one przypalone, brudne, mokre i posypane miaÅ‚kim wÄ™glem. W ostatnich czasach w samej fabryce pracowaÅ‚o z górÄ… 1000 robotników, a okoÅ‚o nowo wznoszÄ…cych siÄ™ pawilonów 400 murarzy i cieÅ›li.

DziÅ›, z bardzo maÅ‚ym wyjÄ…tkiem, wszyscy ci ludzie zostali bez chleba. Niektórzy robotnicy przychodni pomieÅ›cili siÄ™ w fabrykach sÄ…siednich, inni muszÄ… poprzestać na tym, co im ziemia w porze zbiorów przyniesie. Robotnicy miejscowi i pozbawieni wszelkiego zajÄ™cia majÄ… być tymczasowo użyci do oczyszczania zgorzaÅ‚ego gmachu z żelastwa, którym jest wypeÅ‚niony. Robota ciężka i niebezpieczna, lecz innej nie majÄ…. Tymczasem stojÄ… oni gromadÄ… przed zgliszczami, a kobiety pÅ‚aczÄ…. Istotnie prawdziwy żal po upadku fabryki widzieć można tylko miÄ™dzy robotnikami, dla których byÅ‚a ona matkÄ… karmicielkÄ…. PrzyczynÄ™ pożaru wykryje zapewnie dopiero Å›ledztwo. SÅ‚yszaÅ‚em osoby, które nagÅ‚y wybuch ognia przypisywaÅ‚y „cudowi Bożemu”, myÅ›lÄ™ jednak, że można by go równie dobrze wytÅ‚umaczyć za pomocÄ… nastÄ™pnej hipotezy. Może być, że ogieÅ„ wszczÄ…Å‚ siÄ™ w blicharni, gdzie jest dużo przetworów chemicznych, i że powstaÅ‚ samodzielnie wÅ›ród baweÅ‚ny: wiadomo przecie, iż siano, sÅ‚oma wilgotna, a nawet mÄ…ka zapalajÄ… siÄ™ same. Może zresztÄ… który z robotników przez nieuwagÄ™ rzuciÅ‚ papierosa miÄ™dzy tÅ‚uste odpadki leżące na kupie w blicharni. Tak podrzucone zarzewie mogÅ‚o tlić siÄ™ od soboty i dopiero po upÅ‚ywie doby wybuchnąć. Z jakiejkolwiek przyczyny ogieÅ„ powstaÅ‚, w pierwszej chwili jednak z caÅ‚Ä… Å‚atwoÅ›ciÄ… można go byÅ‚o opanować. Na nieszczęście dozór byÅ‚ widać za maÅ‚y, chociaż wedÅ‚ug zwyczajów i dokoÅ‚a fabryki, i na salach powinni siÄ™ znajdować dyżurni.

Bolesław Prus

 

„Kurier Warszawski” z 18.07.1877 r. Autor tekstu miaÅ‚ w chwili jego pisania 30 lat. 

 
Tekst wyszukał i przygotował Jerzy A. Maciążek. Poprawiono pisownię według obecnych reguł.

 

|   Do góry   |   Strona główna   |

Centrum Inicjatyw Lokalnychwww.cil.org.pl

Newsletter

ALPANET - Polskie Systemy Internetowe