Strona główna » Zawiercianie » Ks. Bolesław Wajzler
Od Żarnowca do Oświęcimia – historia życia ks. Bolesława Wajzlera
Początki Zawiercia pełne są ludzi, o których nie dość napisać w kilku zdaniach. Zawsze byli gotowi służyć miastu i jego mieszkańcom na co najmniej kilku polach i to z dużymi sukcesami. Na temat tego fenomenu nie czas się teraz rozpisywać, ale warto przypomnieć zasługi kogoś, kto sprawnie umiał pogodzić powołanie kapłańskie z powołaniem nauczycielskim, harcerskim i społecznym. Jego postawa nie złamała się nawet pod ciosami niemieckich oprawców.
Ksiądz Bolesław Wajzler urodził się 1 lutego 1881 r. w Żarnowcu. Jego rodzice byli rolnikami. Seminarium Duchowne ukończył w Kielcach. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1903 r. Kolejne pięć lat upłynęły księdzu Wajzlerowi na pełnieniu posługi duszpasterskiej jako wikariusz i prefekt kontraktowy w różnych parafiach na terenie Zagłębia Dąbrowskiego.
W zawierciańskich szkołach od 1908 r. był prefektem etatowym. Z naszego miasta został przeniesiony do Chruszczobrodu, gdzie był proboszczem w latach 1916-1917. Powrócił jednak do Zawiercia, gdzie oddał się przede wszystkim działalności pedagogicznej.
W roku 1926 został mianowany kanonikiem honorowym kapituły wiślickiej. Kiedy erygowano diecezję częstochowską, ks. Bolesław Wajzler został do niej inkardynowany i mianowany egzaminatorem prosynodalnym.
Po śmierci ks. prał. Franciszka Zientary, został on proboszczem zawierciańskiej parafii w roku 1938. Pełnił tę funkcję do momentu aresztowania przez hitlerowców w 1940 r.
Nauczyciel
Uczennice z seminarium wspominają ks. Wajzlera nie tylko jako wspaniałego i kompetentnego pedagoga, ale przede wszystkim jako człowieka, który po prostu żył życiem swoich podopiecznych i nigdy nie przechodził wobec nikogo obojętnie. Chętnie udzielał korepetycji z matematyki, fizyki, psychologii.
Dla każdej z dziewcząt był prawdziwym oparciem nie tylko jako duchowy przewodnik, ale bardzo często pomagał im finansowo, zwłaszcza kiedy zaprzestano wypłacania stypendiów. Drobne datki wręczał anonimowo za pośrednictwem dyrektor, Henryki Jakliczowej.
Znany jest przypadek, kiedy oddał podarowaną mu sutannę na płaszcz dla ubogiej uczennicy seminarium. Sam mówił: „Mnie wystarcza jedna”. Często podczas przerw rozdawał dzieciom dyskretnie kanapki. Szczególną troską otaczał sieroty i dzieci chore, zabiegał o ich leczenie, podręczniki, ubranie, jedzenie.
Harcerz
Nie tracił ducha nawet w najcięższym dla siebie okresie życia, czyli po wybuchu II wojny światowej. Choć był jednym z pierwszych zakładników, traktowanym ze szczególnym okrucieństwem przez hitlerowców i kierowanym do najbardziej upokarzających prac, zawsze był dobrej myśli.
Po zwolnieniu z aresztu ciągle był prześladowany, lecz mimo to dla wszystkich wiernych był oparciem, wygłaszał płomienne patriotyczne kazania. Według relacji A. Przybyłowej, gdy pewnego razu na Mszę weszli dwaj niemieccy żołnierze z psem, śmiejąc się głośno, ks. Wajzler odwrócił się i powiedział o nich ironicznie: „Oto są kulturträgerzy!” (nosiciele kultury). Po tych słowach obaj wyszli.
Był skarbnikiem i kapelanem Związku Walki Zbrojnej oraz interesował się działaniami tajnej organizacji „Płomień”, która została zdekonspirowana 18 września 1940 r. – wtedy doszło do ponownego aresztowania ks. Wajzlera.
Po kilkudniowym przesłuchaniu został przewieziony do Opola, a stamtąd po ciężkim śledztwie wywieziono go 21 lutego 1941 r. do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Nosił numer obozowy 10421. Swoje porcje żywnościowe oddawał młodym. Twierdził, że on nie musi przeżyć, ale młodsi tak, aby po zakończeniu wojny mogli budować Polskę. Jego zaocznie wydany wyrok śmierci podpisał H. Heydrich.
Współwięźniowie – B. Stróżecki, E. Wójcicki i E. Zieliński, opowiadali, że był bity i poniżany przez oprawców oraz szczuty psem. Pracował przy kopaniu rowów, noszeniu cegieł itp. Według relacji współwięźniów, po kilku dniach twarz księdza była nie do poznania – cała pokryta siniakami, a z ran stale sączyła się krew.
Ks. Bolesław Wajzler zmarł śmiercią męczeńską 8 marca 1941 r., po 16 dniach pobytu w obozie.
Prochy wielkiego kapłana zostały przywiezione w urnie do Zawiercia, ale nawet po śmierci był niebezpieczny dla okupantów, którzy nie wyrazili zgody na jego pogrzeb w kościele w Zawierciu, obawiając się, że uroczystość zamieni się w patriotyczną demonstrację. O sprowadzenie doczesnych szczątków ks. Wajzlera zabiegał ks. Wacław Bogucki, niestety bezskutecznie. Został pochowany w rodzinnej parafii w Żarnowcu. Dopiero pod koniec lat 60. prochy zostały przeniesione do kapłańskiego grobowca w Zawierciu – w uroczystości brał udział biskup Franciszek Musiel.
Ksiądz Bolesław Wajzler – kandydat na ołtarze, jest kolejnym przykładem patrioty i społecznika, jakiego szczęście miała gościć zawierciańska ziemia. Jego imię nosi obecnie cicha ulica, prowadząca wzdłuż torów kolejowych, nieopodal Urzędu Pracy.
autor: Damian Domżalski
Bibliografia:
Grzegorz Florczyk, „Dzieje szkoły i historia budynku Gimnazjum nr 2 w Zawierciu”, Zawiercie 2004.
Krzysztof Fidura, „Dzieje parafii p.w. św. Piotra i Pawła Ap. w Zawierciu (do 1946 roku)”, Częstochowa 2007.
Maria Czapla-Markiewiczowa, „»Płomień« w Zawierciu”, Kraków 2009.
„Monografia Zawiercia”, praca zbiorowa pod red. K. Imielskiego i Z. Jagodzińskiego, Zawiercie 2003.
Kronika przekazana przez harcerki i harcerzy zawierciańskich 08.01.1938 r. dyrektorowi Sewerynowi Wesołowskiemu, prezesowi Koła Przyjaciół Harcerstwa w Zawierciu.
| Do góry | Strona główna |